„Komunikacja” miejska
Nigdy nie lubiłam jazdy autobusami czy tramwajami. Zawsze wywoływała u mnie dyskomfort. Uczucie czyjegoś wzroku na sobie, nieprzyjemny zapach, dłużący się czas podróży sprawiały, że wysiadając żegnałam autobus głębokim westchnieniem i zirytowanym wyrazem twarzy. Będąc skazana na podróżowanie tymi środkami transportu pogodziłam się z tikami nerwowymi oraz znacznie obniżonym samopoczuciem. Jednak sytuacja zmieniła się w momencie, gdy zaczęłam obserwować pasażerów. Poddawałam analizie każdego. Kim jest? Dlaczego akurat dzisiaj jest taki wesoły? Przecież ta pani tu nie wysiada we czwartki… Stało się to pewnego rodzaju rytuałem. Jednak mimo to, że każda osoba była dla mnie zagadkową indywidualnością… większość połączył brak komunikacji interpersonalnej. Dlaczego forma transportu publicznego została tak nietrafnie nazwana komunikacją miejską?
Według słownika komunikacja to „przekazywanie i odbieranie informacji w bezpośrednim kontakcie z drugą osobą”, ale i „ruch środków lokomocji między odległymi od siebie miejscami; też: drogi, szlaki i środki lokomocji”. Rozczarowujący brak spójności znaczeń jednego zagadnienia. W czasie podróży nieadekwatność wspomnianej nazwy nie dawała mi spokoju.
Może tworzenie wyobrażeń o napotykanych przeze mnie regularnie ludziach sprawiało, że stali się oni stałym i nieodłącznym elementem mojej podróży. Błahym szczegółem, bez którego 54 minuty spędzone w autobusie 512 nie byłyby już takie same. Sytuacja wyglądała inaczej w tramwajach. Tam rzadziej mogłam obserwować kogoś ‘na dłużej’. Przy takiej ilości osób, kursów… Dotarło do mnie, że prawdopodobnie nigdy więcej ich nie spotkam. Anonimowy tłum. Rano zaspany, ziewający i opierający głowę o szybę pojazdu szynowego. Około godziny szesnastej – również zmęczony, ale jakby szczęśliwszy.
Stoję na przystanku. Autobus spóźnia się 4 minuty. Jest pusty. Siadam na ostatnim siedzeniu. Stamtąd wszystko widać. Obserwuję. Kolejne miejsca są zajmowane, ale według określonego schematu. Ludzie zawsze zajmują miejsca, poczynając od wolnych siedzeń podwójnych. Nigdy obok siebie. Zdarzają się osoby, siadające od wewnętrznej strony pojazdu gwarantując tym sobie wygodę i przestrzeń osobistą kosztem niewygody reszty komunikacyjnej społeczności. Gdy takie miejsca są już zajęte, pasażer wsiadający do autobusu szuka ‘najnormalniej’ wyglądającej osoby, obok której nikt nie siedzi. Ale to wcale nie jest takie proste. Ludzie uwielbiający samotne podróże stworzyli szereg sposobów na odstraszenie takiego osobnika. Niektórzy udają, że śpią, czasem unikają kontaktu wzrokowego. To tylko kilka z nich. Jednak nic nie jest tak wymowne jak blokowanie miejsca torbą czy siatkami z zakupami.
Pasażerowie kochają izolację. Wzrok utkwiony w telefonie, rzadziej w książce, słuchawki na uszach. Skąd ta potrzeba? Z braku prywatności, nieufności wobec innych i przemęczenia. Nie umiem być empatyczna przez cały dzień. Inni też.
W komunikacji są dwie grupy, które sprawiają, że musimy opuścić nasze trudem zdobyte miejsce siedzące; kobiety w ciąży oraz osoby starsze. Nie mam wątpliwości co do niepodważalności tego miłego gestu. Jednak denerwuje mnie sytuacja gdy ciężarna nie spyta o ustąpienie miejsca osoby siedzącej, która może nie zauważyć w jakim jest stanie. Ryzykuje wtedy życiem dziecka. Uwielbiam również ustępowanie miejsca osobie starszej mimo, że kilka metrów dalej znajdują się wciąż niezajęte siedzenia. Ale kilka takich przypadków wystarczyło, aby stworzyć stereotypowy obraz niewychowanej młodzieży oraz gderliwych staruszek. Stereotypy wykreowały pewien rodzaj konfliktu międzypokoleniowego. Druga grupa padła ofiarą zbyt szybkiego rozwoju transportu. Ją lubię obserwować najbardziej. Ciepły uśmiech, błaha rozmowa. Mam nadzieję, że nigdy nie będę tak samotna, że będę opowiadać swoją historię obcym ludziom. Może to ostatnie pokolenie, które z niepokojem przygląda się braku empatii i inicjatywy społecznej?
Mimo mojego nowego zajęcia, które pochłania mój codzienny czas jazdy wciąż odczuwam jej negatywy. Jeszcze zanim wsiądę jestem zirytowana. To przez spóźnienia. Następnie gdy otwierają się drzwi pojawia się problem nieustępowania pierwszeństwa wysiadającym i sztucznego tłumu przy drzwiach. W końcu jestem. Jakaś młoda kobieta pcha się depcząc mnie po palcach. Widzę siedzenia popisane przez anonimowych twórców. W powietrzu unosi się mieszanina e-papierosa i Pani Walewskiej. Jest mi niedobrze. Pewien mężczyzna rozmawia przez telefon nieświadomy tego, że jego rozmową jest pochłonięty cały przedział. Całość dopełnia pojawienie się kontrolera. Nerwowo szukam PEKI. Dlaczego się denerwuje skoro zawsze mam ważny bilet?
Słyszę „Plac Wiosny Ludów. Przystanek końcowy”. Wysiadam.
Komunikacja miejska jest spoko. Musi tylko być dobrze doinwestowana i nowa żeby zachęcić ludzi do korzystania z niej.